czwartek, 2 czerwca 2016

II

No więc, stało się.
Jutro, a właściwie już dzisiaj, bo tej samej doby, wieczorem po raz ostatni zatańczę na szkolnej imprezie z ludźmi, z którymi tańczę na takich imprezach od 12 lat.
Próbuję skleić parę zdań na ten temat już od dłuższego czasu, ale w ogóle mi nie idzie. Dzisiaj na matmie G westchnął ciężko i ogłosił że "dzięki Bogu za miesiąc już nas tu nie będzie". I nie miałam jak zaprzeczyć, bo od miesięcy odliczam dni do momentu, gdy się stąd wyniesiemy (21). Ale tak uderzyło mnie to, co powiedział, że wciąż tłucze mi się po czaszce.
Za miesiąc już nas tu nie będzie. Od dwudziestego czwartego czerwca tego roku już nigdy nie usiądziemy w jednej klasie. Już nie będziemy mieli możliwości, żeby spisać od siebie zadanie. Już nie pogramy w siatkę na przerwie. D już nie wygugluje mi odpowiedzi na sprawdzanie, O nie będzie więcej szukać desperacko błędów nauczycieli w ocenie moich kartkówek (a zawsze znajduje), S nie rzuci mi rozpaczliwego spojrzenia spod tablicy, a F nie napisze dopytać o lekcje z niemieckiego. Każde z nas pójdzie w swoją stronę i choć wiemy o tym od dawna, nadal wydaje się to nierealne.
Znamy się w większości od samego początku przedszkola. Co w praktyce równa się całemu życiu, bo nie uwierzę, że pamiętacie co się z wami działo, zanim skończyliście trzy lata. Nie pamiętam czasów, kiedy ich nie znałam.
Z roku na rok łączu nas coraz mniej. Z niektórymi nie mam prawie nic do czynienia. Z kilkoma nawet nie rozmawiam. Może gdybym poznała ich teraz nawet bym ich nie polubiła. Pewnie tak, w końcu uchodzą za bandę nadętych dupków i bezczelnych suk. Ale gdy się poznawialiśmy, od przyjaciół nie wymagało się bóg wie czego. Wystarczało, że mieli twoje imię w serduszku.
Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że żaden z nas friendship goal. Nikt nie łudzi się, że tą relacja przetrwa próbę czasu, zmiany czy odległości. W każdym razie, nie w całości. Wiemy, że poznamy ludzi bardziej inteligentnych, zabawniejszych, milszych, bardziej podobnych do nas. Jesteśmy świadomi faktu, że będziemy budować nowe związki, dojrzalsze i ciekawsze. Ale nie da się zapomnieć,że takiej więzi jak ze sobą nawzajem nie nawiążemy już nigdy z nikim.
Bo choćby nie wiem, jak fantastycznie nie byli ludzie, których poznamy, to już nigdy nie będzie to. Nigdy nie zobaczą, jak dojrzewamy. Nie będą świadkami naszych pierwszych rozterek i zauroczeń, nie zobaczą nas upapranych pomidorówką z makaronem w kształcie zwierzątek, nie uśmiechną się do nas na pasowaniu na świetliczka i nie będą drzeć się jak opętani CHODZIŁEM Z NIM/NIĄ DO PODSTAWÓWKI za każdym razem, gdy będziemy odbierać nagrody. Nie będą mogli westchnąć "boże,  w pięciolatkach nie byłaś taka problemowa"  czy "wolałem cię jak nie miałaś okresu". Nie spojrzą na nas z politowaniem i nie zaczną zdania od "zawsze byłaś..." albo "całe życie ci mówię...".  Nasi rodzice nie spytają o nich przy obiedzie i nie wyściskają w ich urodziny.
Jutro mamy bal. Przyjadę na salę, uściskam na powitanie jakieś trzydzieści że stu pięćdziesięciu osób, obejrzę ich sobie dokładnie, przypomni mi się zdjęcie z balu karnawałowego z 2004, w oku zakręci łza, ale nie rozpłaczę się, bo będę się bała o mejkap. Zrobimy 736262 zdjęć, polonez wyjdzie nam perfekcyjnie, najemy się za wszystkie czasy, a potem będziemy się świetnie bawić. O północy dyrektor ogłosi, że mamy ostatnią piosenkę i po niej rozryczę się jak bóbr.
Przed nami jeszcze całe lato i na pewno będziemy tańczyć jeszcze nie raz. Ale już nigdy nie w takiej atmosferze. Nie w takim klimacie.
Gdy dzisiaj opowiadałam wszystko K, wydawał się mieć tak samo mieszane uczucia jak ja.
Koniec dzieciństwa, taki definitywny. Kończycie długi etap.
Kończymy długi etap. I jesteśmy na to gotowi.
Tak bardzo, jak się da.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz